Tym razem z cyklu "Wyjęte z szuflady" pierwsza część bajki "Złoduria" napisanej w 2013 roku. Część druga już w środę! Zapraszam do lektury! - tłumaczenie dopiero w czerwcu.
Today I have for you next post of the cycle "Taken from the drawer". It's first part of fairytale "Złoduria" written in 2013. Second part I will share in Wednesday! Enjoy the reading! - translation I will make in June!
Anna Jakubczak Vel RattyAdalan
Złoduria - część 1
Złoduria - część 1
Kraina zapomnianej miłości
W Złodurii od prawie dwóch wieków panował mrok, a mieszkańcy zapomnieli o życzliwości i dobrym nastroju. Wszędzie, gdzie się spojrzało była tylko ciemność. A to wszystko przez to, że słońce nie mogło już patrzeć na coraz to bardziej smutniejących mieszkańców i umarło, gdy ostatni promyk całkowicie zwiędnął. Nie miał już kto oświetlać Złodurii, która kiedyś była pełna życia. Wszystko się zmieniło, gdy do krainy przybył zły Czarodziej Stefanio, rządny władzy wygnał ówczesnego króla i sam zasiadł na tronie. A czy wiecie kochani, że Złoduria wcześniej nazywała się Dobrolandią i pełno było w niej promyków jutrzenki, uśmiechów i uścisków; dziś już nikt o tym nie pamięta.
W Złodurii mieszkały różne stworzenia: ludzie, nimfy, gnomy, zwierzęta, postacie z bajek, a nawet potwory z bagien i innych zakątków, które przeprowadziły się do krainy zaraz po przybyciu do krainy złego Czarodzieja. Mieszkały one w różnych miejscach: w dziuplach, chatkach, niektóre budowały większe domy z cegieł i cementu, inne pomieszkiwały na jeziorze, w lesie, w norach, czy gniazdach. Niektórzy nawet upodobali sobie moczary. Sam Czarodziej, który był sępem, mieszkał w starym zamku na jednej z gór. Otaczała go fosa, w której wodzie pływało stado krokodyli. A wokół budowli roznosiła się gęsta mgła i latały czarne mewy.
Stefanio wysyłał raz na kilka dni swoich czterech służących – Głodzira, Śmieromila, Wojnyłkę i Zarazomila, by konno przemierzali krainę i sprawdzali, czy nie ma w niej jakiś oznak dobra, które można zniszczyć. Każdemu, kto sprzeciwił się Czarodziejowi, groziła kara więzienia albo wygnania. Idąc główną uliczką przy targu nie widać było nikogo, kto by się przytulał, nie było słychać miłego „dzień dobry”, a oczy mieszkańców zrobiły się całkiem czarne i posępne. Nikt nie chciał wpaść w tarapaty okazując sobie miły gest, a i po czasie złego panowania, dobro całkiem z nich odeszło. Nawet drzewa w pobliskim parku straciły liście, a trawa nie chciała rosnąć pozostawiając po sobie jedynie piach i kamienie. Nie było kwiatów, ptaki nie śpiewały, były tylko kruki i wrony, które ganiały się na środku parku. Ze smutku mgła lekka mgła otulała konary i zasłaniała parkowe ławki. A pobliskie jezioro, w którym zawsze kąpały się młode i radosne nimfy, pociemniało samotne, kiedy ostatnią z nimf zabrano do zamkowych lochów. Mieszkańcy innych krain omijali Złodurię, bojąc się stracić cenny skarb, który nosili w sercach. Także kupcy nie chcieli handlować w krainie, woleli pojechać dalej do bezpieczniejszych miasteczek.
Stefanio wysyłał raz na kilka dni swoich czterech służących – Głodzira, Śmieromila, Wojnyłkę i Zarazomila, by konno przemierzali krainę i sprawdzali, czy nie ma w niej jakiś oznak dobra, które można zniszczyć. Każdemu, kto sprzeciwił się Czarodziejowi, groziła kara więzienia albo wygnania. Idąc główną uliczką przy targu nie widać było nikogo, kto by się przytulał, nie było słychać miłego „dzień dobry”, a oczy mieszkańców zrobiły się całkiem czarne i posępne. Nikt nie chciał wpaść w tarapaty okazując sobie miły gest, a i po czasie złego panowania, dobro całkiem z nich odeszło. Nawet drzewa w pobliskim parku straciły liście, a trawa nie chciała rosnąć pozostawiając po sobie jedynie piach i kamienie. Nie było kwiatów, ptaki nie śpiewały, były tylko kruki i wrony, które ganiały się na środku parku. Ze smutku mgła lekka mgła otulała konary i zasłaniała parkowe ławki. A pobliskie jezioro, w którym zawsze kąpały się młode i radosne nimfy, pociemniało samotne, kiedy ostatnią z nimf zabrano do zamkowych lochów. Mieszkańcy innych krain omijali Złodurię, bojąc się stracić cenny skarb, który nosili w sercach. Także kupcy nie chcieli handlować w krainie, woleli pojechać dalej do bezpieczniejszych miasteczek.
Życie w Złodurii toczyło się zatem posępnie, nieszczęśliwie, bez gier i zabaw. Mieszkańcy prawie nie odzywali się do siebie i nie pomagali sobie, najczęściej zajmowali się jedynie swoimi obowiązkami albo spali, bo na nic nie mieli ochoty. Stefania cieszyła taka aura krainy. Jego serce było z kamienia, nigdy nie poczuło czym jest miłość, przyjaźń i szczęście, dlatego tak bardzo się tego bał i brzydził. A istoty, które zamieszkiwały krainę przyzwyczaiły się już do nastroju panującego w Złodurii, tak bardzo, iż nikt już nie protestował i nie walczył ze złym Czarodziejem. Na swoją cześć Stefanio napisał pieśń, którą przed snem śpiewał mu do snu Wojnyłka.
Brzmiała ona mniej więcej tak:
Brzmiała ona mniej więcej tak:
Ciemność, ciemność dziś nadeszła,
dobroć w końcu już odeszła.
Nie ma radości ani szczęścia,
tylko smutek i depresja.
I żalu też już nie ma,
uleciało wtem do nieba.
Słońce w grobie już złożone,
promyki na nim ułożone,
kwiaty uschłe imitują,
złe demony wiwatują.
dobroć w końcu już odeszła.
Nie ma radości ani szczęścia,
tylko smutek i depresja.
I żalu też już nie ma,
uleciało wtem do nieba.
Słońce w grobie już złożone,
promyki na nim ułożone,
kwiaty uschłe imitują,
złe demony wiwatują.
Hej, Ciemności witaj miła!
To jest twoja wielka chwila.
Przyjaźń zakop, zabierz miłość,
by mieszkańcom zrobić na złość.
I nadzieja niech się chowa,
niech umilknie tu jej mowa.
Siły wyssij z dusz tych zwierząt,
o ratunku im nie bredząc.
Hej, Ciemności witaj miła!
Nasz Czarodziej cię tu wzywa.
Ty przenosisz góry, lasy,
i uciszasz te hałasy,
co śmiechu noszą imię
i ostatnie ludzkie znamię.
To jest twoja wielka chwila.
Przyjaźń zakop, zabierz miłość,
by mieszkańcom zrobić na złość.
I nadzieja niech się chowa,
niech umilknie tu jej mowa.
Siły wyssij z dusz tych zwierząt,
o ratunku im nie bredząc.
Hej, Ciemności witaj miła!
Nasz Czarodziej cię tu wzywa.
Ty przenosisz góry, lasy,
i uciszasz te hałasy,
co śmiechu noszą imię
i ostatnie ludzkie znamię.
Hej Ciemności, witaj miła!
To jest twoja wielka chwila.
To jest twoja wielka chwila.
Pewnego dnia do krainy przybył młodzieniec zaciekawiony sytuacją Złodurii, o której w dzieciństwie słyszał z opowieści dziadka. Niewielu wie, że jego dziadek był niegdyś królem w krainie, a Kirion – bo takie imię nosił czarnooki młodzieniec o blond włosach – miał nadzieję, że uda mu się przywrócić ład i porządek w Złodurii. Jednak nie wiedział jak to zrobić. Wiedział jednak, że niedługo wymyśli sposób pokonania Stefania.
Jego bryczka zatrzymała się w pobliżu jedynego w krainie baru z sokiem winogronowym, należącym do Pana Eduarda, niedźwiedzia, który nie tylko zawsze wzbudzał szacunek w krainie i powagę, ale chodził też w niebieskiej kamizelce i czerwonych butach.
Jego bryczka zatrzymała się w pobliżu jedynego w krainie baru z sokiem winogronowym, należącym do Pana Eduarda, niedźwiedzia, który nie tylko zawsze wzbudzał szacunek w krainie i powagę, ale chodził też w niebieskiej kamizelce i czerwonych butach.
Pomimo tego, iż wszędzie panował mrok, miasteczko nadal słynęło z najsmaczniejszych winogron na kontynencie. A większość plantacji należała właśnie do Pana Eduarda, ale niestety dużą część musiał oddawać jako zapłatę Czarodziejowi. Samemu starczało mu tylko na utrzymanie swojego baru.
Kirion wysiadł ze swojej bryczki, otrzepał się z kurzu i pewnym krokiem wszedł do środka. Atmosfera w barze była podobna do tej, która królowała na zewnątrz. Wszyscy siedzieli przy stolikach w milczeniu popijając sok i jedząc serowe pierożki, jedynie dźwięk naczyń czasami zagłuszał ciszę. Kirion czuł się nieswojo, nie patrząc w niczyją stronę, podszedł do lady.
Kirion wysiadł ze swojej bryczki, otrzepał się z kurzu i pewnym krokiem wszedł do środka. Atmosfera w barze była podobna do tej, która królowała na zewnątrz. Wszyscy siedzieli przy stolikach w milczeniu popijając sok i jedząc serowe pierożki, jedynie dźwięk naczyń czasami zagłuszał ciszę. Kirion czuł się nieswojo, nie patrząc w niczyją stronę, podszedł do lady.
- Witam, czy mógłbym prosić szklaneczkę soku – zapytał uprzejmie sprzedawcę.
Odpowiedział mu jedynie stukot stawianej szklanki z sokiem, którego łyk bardzo orzeźwił Kiriona spragnionego po podróży.
- Bardzo smaczny sok, dziękuję – powiedział równie uprzejmie jak wcześniej – czy może mi pan wskazać drogę do zamku Czarodzieja Stefania?
Odpowiedział mu jedynie stukot stawianej szklanki z sokiem, którego łyk bardzo orzeźwił Kiriona spragnionego po podróży.
- Bardzo smaczny sok, dziękuję – powiedział równie uprzejmie jak wcześniej – czy może mi pan wskazać drogę do zamku Czarodzieja Stefania?
Wszyscy spojrzeli w stronę młodzieńcza przerażonym, a z drugiej strony złowrogim wzrokiem. Sprzedawca skrzywił się nieco, zmrużył oczy i nie mówiąc nic wskazał Kirionowi drzwi wejściowe, co miało oznaczać, że powinien wyjść i nigdy więcej nie pokazywać się w jego barze. Kirion wybiegł przerażony z baru. Nie mógł zrozumieć jak mieszkańcy mogą być tak obcy i niemili dla siebie. Tam, skąd pochodził było zupełnie inaczej. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Pobiegł w stronę targu, gdzie o tej porze większość mieszkańców zbierała się na codzienne zakupy. To co zobaczył będąc na miejscu omal nie złamało mu serca. Mieszkańcy chodzili w tę i z powrotem ani nie patrząc na siebie ani nic nie mówiąc. Byli jak zabłąkane duchy. Jak cienie dawnych radosnych i uśmiechniętych mieszkańców. A na ich rękach widniały cierniowe bransoletki, które miały sprawiać ból, gdyby ktoś chciał zrobić miły gest w stronę bliźniego. Kirion nie mógł na to patrzeć, chciał uciekać z krainy, ale wiedział, że musi pomóc mieszkańcom odzyskać wolność i skarb, który utraciły ich serca. Już miał wracać do swojej bryczki, by na spokojnie wszystko przemyśleć, gdy usłyszał dziwny i donośny dźwięk. Odwrócił się w stronę dobiegających odgłosów, jego ciało drżało ze strachu. Z mgły wyłoniły się cztery czarne konie ze srebrzystymi grzywami a na ich grzbietach siedziało czterech wysłanników Czarodzieja w czarnych maskach i równie czarnych strojach. Z ich masek widać było złote światła, które błyszczały z oczodołów. Po bokach bioder zwisały im różne sznury i miecze, którymi zastraszali i chwytali mieszkańców. Gdy przejeżdżali śmiejąc się przeraźliwie, wtórowały im iskry ognia i błyskawice. Dziś właśnie Stefanio sprawdzał przez swoich jeźdźców czy istoty mieszkające w Złodurii są mu posłuszne. Kirionowi serce z bólu zabiło mocniej, a do oczu napłynęły łzy. Nie spodziewał się, że obraz nędzy jaki zastał w krainie, będzie gorszy niż ten, o którym opowiadał mu dziadek.
- Jak to mogło się stać – pytał sam siebie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że dzieją się tutaj tak straszne rzeczy. I przestało go dziwić, że mieszkańcy są tak obojętni, a wędrowcy szerokim łukiem omijają Złodurię. Wiedział, że nie może się poddać i musi walczyć o powrót dobra i wskrzeszenie Słońca. Wiedział, że musi na nowo zbudować relacje w krainie i sprawić, aby znów stała się Dobrolandią. Chciał widzieć kwiaty rozpościerające płatki – maki, fiołki, niezapominajki, ptaki ćwierkające w parku, zieloną trawę i nimfy, które tańczyłyby na jeziorze walca czy poloneza albo plotły warkocze, doglądając swej urody w jego tafli. Kirion zacisnął pięści, starał się nie płakać i nie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza jeźdźców, którzy po patrolu wracali właśnie do zamku Stefania, pozostawiając po sobie smugę dymu.
- Wiem co zrobię! Zawiadomię o wszystkim dziadka, on będzie wiedział co robić! – Kirion wsiadł do swojej bryczki i czym prędzej pognał do domu, by przedstawić całą sytuację dziadkowi - On dobrze zna Stefania, może zna też sekret, dzięki któremu mógłbym go pokonać – powiedział do siebie uradowany Kirion.
No comments:
Post a Comment