Thursday 19 March 2015

Kolejne tłumaczenie poezji Anny Chalasz

Z cyklu "Szczurek językowy" tłumaczenie wiersza Anny Chalasz pt. "Wspólnota". To już trzeci wiersz autorki, który miałam przyjemność tłumaczyć. Zapraszam do lektury!

From the cycle "Lingua Rat" my new translation of poem "Unity" written by Annie Chalasz. It's my third poem of Annie which I had pleasure to translate. Enjoy the reading! 

Anna Chalasz
Wspólnota

mamy blizny
na dłoniach i w słowach

nacięte szybko żeby nie móc płakać
zbyt wyniosłe żeby nie bolało

wystawmy im naprzeciw
ulice i otwarte oczy
w których się nie mieści
ta krwawa ofiara
choć muszą ją przyjąć

krzyczałeś
więc przyszłam -
nie tacy jesteśmy żeby znów uciekać

nasze razem
to żadne odkupienie
ale doczekało świtu
i ciszy

Anna Chalasz
Unity

We have scars on hands
and in our words

snicked quickly to not be able to cry
it’s elevated not to hurt us

we are going to display
against them and opened eyes
in wchich there is no bloody sacrifice
although they have to accept it

you’vr shouting -
so I stoppel
we are not that kind of people
that we have to run away

Our “together”
Is any redemption
but it has waited unitl dawn
And silence

Translated by
Anna Jakubczak Vel RattyAdalan





Wednesday 18 March 2015

Druga część bajki "Złoduria"

Obiecana druga część bajki "Złoduria". Z cyklu "Wyjęte z szuflady".
How I promised I have for u second part of my fairytale "Złoduria". From the cycle "Taken from the drawer".
Złoduria - część 2
***
Pod chatkę dziadka Kirion dotarł bardzo szybko. Wbiegł przez wejściowe drzwi cały zasapany, Dziadek czekał na niego w kuchni z filiżankami herbaty.
- Usiądź chłopcze – powiedział zatroskanym głosem Dziadek Kiriona, który był dość wysokim postawnym człowiekiem.
- Dziadku, to straszne co dzieje się w krainie – Kirion usiadł naprzeciw i wypijając do połowy herbatę ze szczegółami opowiedział wszystko to, co zobaczył. Dziadek Kiriona zmarszczył brwi, poprawił nieco okulary i zaczął rozmyślać.
- Jest jeden sposób, by pokonać czarną magię Stefania, drogi Kirionie. Nad Złodurią ciąży klątwa, którą rzucił, gdy tylko udało mu się mnie wygnać – powiedział poważnym tonem Dziadek Kiriona.
- Klątwa?
- Tak, mój chłopcze. Pokażę ci coś, a wtedy zrozumiesz co należy zrobić.
- Dobrze dziadku – odpowiedział Kirion.
Dziadek Kiriona poszedł do sypialni i z dębowej szuflady wyjął starą skórzaną książkę, którą potem przyniósł Kirionowi.
- Proszę, przeczytaj to – powiedział otwierając książkę w połowie, wskazując młodzieńcowi wiersz.
Kirion spojrzał uważnie na żółkniejące kartki i zaczął czytać.
Gdy noc nadejdzie niespodziewanie
i usłyszysz jej wołanie.
Zamknij umysł na tę magię,.
ona jego właśnie pragnie.
Otwórz serce do dobrego,
nawracając wtem ślepego.
Wystaw rękę ku pomocy,
odrzucając trik przemocy.
Witaj radości, witaj miła!
To jest twoja wielka chwila.
Zamieć kurz nienawiści,
niech się twoja wola ziści.
Witaj radości, witaj miła!
To jest twoja wielka chwila.
Zasiej miłość, zasiej kwiaty,
rozwiej piękna aromaty.
Niech tu uśmiech wtem zagości,
bez bólu i ciemności.
Rozbij wszystkie te kamienie,
których dusz są więzieniem.
Oddaj wszystkim całą siłę,
by zapomnieli o mogile.
Witaj radości, witaj miła!
To jest twoja wielka chwila.
- Dziadku! Już wiem, co powinienem zrobić! – powiedział uradowany Kirion – wiedziałem, że dobrze zrobiłem przyjeżdżając do ciebie po radę.
- Cieszę się, Kirionie. A teraz wracaj do Złodurii, masz tam misję to wykonania – odrzekł Dziadek z pewnością w głosie.
- Tak zrobię! Już wszystko wiem Dziadku, dziękuję!
Kirion dopił swoją herbatę i pożegnał się z dziadkiem. Od razu ruszył z powrotem do Złodurii. Był bardzo pewny siebie, po drodze nucił słowa pieśni z książki Dziadka, by dodać sobie więcej sił i odwagi.
***
Kirion szedł właśnie środkiem targu, kiedy zobaczył bezdomnego, poszarpanego mieszkańca krainy. Wszyscy mijali go nawet nie patrząc w jego stronę. Bezdomny był głodny, ubrany w znoszoną koszulę i
podarte spodnie, a jego buty miały duże dziury na podeszwach. Jego skóra przypominała pożółkły, brudny papier. Kiriona rozczulił widok bezdomnego. Pomyślał, że pomagając mu spełni słowa pieśni, którą nadal nucił. Podszedł do biedaka i rzekł do niego miłym głosem:
- Witaj, jak się nazywasz starcze?
- Mirion – odpowiedział bezdomny. W jego głosie można było wyczuć zdziwienie. Zachowanie Kiriona nie było codziennością dla mieszkańców.
- Widzę, że jesteś głodny. Proszę, weź to, a na pewno twój głód zaniknie – powiedział Kirion, wyciągając kilka małych serowych bułeczek z kieszeni palta – przyniosę ci też czyste ubranie z mojego powozu i dam kawałek mydła, abyś mógł się umyć.
- Dziękuję, niech Bóg ci wynagrodzi młodzieńcze – odpowiedział starzec.
Bezdomnego wzruszyło zachowanie Kiriona, po
jego policzkach spływały łzy, a oczy zabłyszczały radością, jakiej dawno nie widziano w Złodurii. Mieszkańcy zaczęli zatrzymywać się wokół Kiriona i starca, tworząc krąg. W ich sercach zaczęło coś pękać. Budziła się w nich wrażliwość, która uśpiona była przez prawie dwieście lat. Niektórzy zaczęli się uśmiechać, inni przynosić kosze z jedzeniem, a jeszcze inni gratulować i bić brawo Kirionowi. W tłumie dało się usłyszeć szepty, że nadszedł wybawiciel Złodurii. Pojawiły się żwawe rozmowy, śmiechy, znów mieszkańcy byli dla siebie życzliwi. Jakby iskra życia znów zaczęła płonąć. Nagle zaczęło dziać się coś bardziej niesamowitego. Powoli zanikała mgła, która okrywała krainę, powracały nawet kolory budynków, traw i kwiatów. Kiriona ucieszyło to, co widział. Zrozumiał, że tylko dobro potrafi zmieniać świat. Młodzieniec obejrzał się dookoła siebie, dostrzegł, że nie wszystko jest jeszcze tak, jak być powinno. Zauważył, że nadal nie świeciło słońce na niebie, a uwięzione nimfy i inne stwory wciąż są w lochach w zamku Stefania. Tak przejął się radością powracającą do Złodurii, iż zapomniał o zniewolonych mieszkańcach, jeźdźcach i złym czarodzieju. Miał wracać właśnie do swojej bryczki i wyruszyć w stronę zamku Stefania, kiedy usłyszał zbliżający się stukot końskich kopyt. To jeźdźcy czarodzieja wyruszyli z zamku, zobaczyć co się dzieje, widząc, że kraina nabiera kolorów. Na jednym z koni jechał nawet sam rozwścieczony Stefanio.
- Co się tutaj dzieje – krzyknął złowrogim głosem Czarodziej, zsiadając z konia przy jednym ze straganów.
Przerażony tłum na widok Stefania i jego jeźdźców zaczął uciekać jak najszybciej do swoich domostw. Zostało tylko kilku odważnych, bezdomny starzec i Kirion.
- Powraca dobro – odpowiedział odważnie Kirion.
- A ty kim jesteś młodzieńcze, że śmiesz występować przeciwko mnie?
- Jestem Kiron, wnuk Diriona, dawnego króla Dobrolandii i przybyłem tutaj, aby w krainie znów zagościły spokój i radość.
- Nie rozśmieszaj mnie młodzieńcze, nikt nigdy nie dał rady mnie pokonać. Lepiej wracaj do swojego dziadka, póki nie wrzuciłem cię do moich lochów – zaśmiał się Stefanio. – Nawet jeśli na chwilę wprowadziłeś dobro, nie znaczy to, że wygrałeś, młodzieńcze. Jestem silnym czarnoksiężnikiem i jednym pociągnięciem mojej różdżki mogę zamienić cię w co tylko chce!
Jednak Kirion nie miał zamiaru dać za wygraną. Słowa Stefania nie zrobiły na nim wrażenia, nie wzbudziły strachu. Kirion gotowy był do walki z Czarodziejem i to za wszelką cenę, jednak wiedział, że nie przemocą osiąga się zwycięstwo a miłością. Dlatego, rzekł do Stefania te oto słowa:
- Wiem, że nigdy nie zaznałeś miłości, nie poczułeś czym jest przyjaźń, a twoje serce jest jak kamień. Wiem, że jeśli dalej żyć będziesz w ciemności, mroku i w ramionach zła, stracisz okazję, by poczuć coś naprawdę wspaniałego. Dlatego spójrz na to, co zrobiłem, jak pięknie kraina zaczyna tętnić życiem, jak mieszkańcy zaczynają być dla siebie mili – to takie piękne, nie sadzisz?
- Nie zamydlisz mi oczu, młodzieńcze! Nie ze mną te numery! – krzyknął Stefanio.
- Nie chce z tobą walczyć Czarodzieju, chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić. Abyś zrozumiał, co naprawdę daje szczęście i sprawia, że świat staje się wspaniałym!
Stefania zaskoczyły słowa Kiriona i szczerość z jaką je wypowiadał. Nikt nigdy nie mówił mu nic takiego, nie próbował się zaprzyjaźnić. Od zawsze wszyscy bali się go i uciekali od niego jak najdalej. Powoli w jego sercu zaczęło dziać się coś dziwnego, czego nie rozumiał. Poczuł lekkie ciepło, przed którym starał się bronić.
- Zamilcz, zamilcz! – nadal krzyczał w stronę Kiriona – ja kocham swój mrok, nie potrzebuje żadnej mi mi mi miłości.
- Potrzebujesz, każdy potrzebuje. Możesz zostać moim przyjacielem, bylibyśmy nierozłączni jak bracia.
- Nie! – Stefanio zrozumiał, że jego serce zaczyna mięknąć, a do oczu zaczęły napływać mu łzy. Wiedział, że Kirion odkrył jego tajemnice. Miał rację. Stefaniowi brakowało uczuć i kogoś z kim mógłby dzielić chwile. Jednak bał się z kimś zaprzyjaźnić, i nadal bał się odrzucenia, dlatego z zazdrości chciał odebrać miłość innym.
- Czarodzieju. Pozwól mi być Twoim przyjacielem. I razem przywróćmy krainie jej dawny wygląd.
- Nie, mówisz tak tylko, aby zamydlić mi oczy i potem zranić jak wszyscy – Stefanio jeszcze bardziej się rozpłakał.
- Drogi Czarodzieju, jeśli przyjaźń jest szczera i prawdziwa, przyjaciele kochają siebie nawzajem takich jacy są. Proszę Czarodzieju, uwolnij nimfy i resztę stworzeń z lochów i przywróć resztę krainy do życia.
- Naprawdę? Mówisz poważnie, Kirionie.
- Tak, Czarodzieju.
Obaj wpadli sobie w ramiona, mieszkańcy na ten widok wyszli ze swoich domów i w okrzykach radości również skakali sobie do ramion. Czterej jeźdźcy zamienili się w żołnierzy, którzy mieli od teraz bronić dobra w kraine. Złoduria znów zamieniła się w Dobrolandię, mrok i zło zaczęło znikać już na zawsze. Zniknęły też cierniowe bransoletki. Zastąpiły je plecione ze stokrotek i niezapominajek, aby mieszkańcy nigdy nie zapomnieli już o miłości. Powróciły też nad jezioro zniewolone nimfy i inne więzione stwory. Udało się również wskrzesić słońce, które znów ogrzewało krainę, kołysząc się przy tym radośnie z uśmiechem, nucąc żwawe piosenki. Handlarze coraz częściej odwiedzali Dobrolandię, dzięki czemu powrócił dostatek a Pan Eduardo mógł wszystkie winogrona z plantacji przeznaczać na swój bar i pyszny winogronowy sok. Serce Stefania napełniło się radością. Poczuł się odmieniony. Już nie chciał siać zła i odbierać szczęścia innym, wręcz przeciwnie, chciał dzielić się nim z mieszkańcami. Był potężnym czarodziejem, ale też samotnym i bardzo smutnym człowiekiem, który potrzebował odrobiny ciepła, by pokazać jaki jest naprawdę. Kilka dni później powrócił do Dobroladnii dziadek Kiriona, jednak nie chciał już wracać na tron. Postanowił dać szansę Czarodziejowi, by na nowo budował krainę i dbał, by kwitła w niej miłość.
***
Tak oto kończy się historia o niezwykłej krainie i jej mieszkańcach. Pamiętajcie kochani o młodym i dzielnym Kirionie, o odmienionym Czarodzieju i pierożkach sprzedawanych w barze Pana Eduarda i odwiedzajcie krainę, by razem z jej mieszka-ńcami podziwiać krajobrazy Dobrolandii i pić najlepszy sok z winogron. Pamiętajcie też, aby przez świat iść pełnym dobra i miłości, bo tylko one pozwalają, by wszystko mieniło się kolorami.
Dobranoc kochani.
Ilustracja: Waldek Wasilewski

Tuesday 17 March 2015

Pierwsza część bajki - Złoduria

Tym razem z cyklu "Wyjęte z szuflady" pierwsza część bajki "Złoduria" napisanej w 2013 roku. Część druga już w środę! Zapraszam do lektury! - tłumaczenie dopiero w czerwcu.
Today I have for you next post of the cycle "Taken from the drawer". It's first part of fairytale "Złoduria" written in 2013. Second part I will share in Wednesday! Enjoy the reading! - translation I will make in June!
Anna Jakubczak Vel RattyAdalan
Złoduria - część 1
Kraina zapomnianej miłości
W Złodurii od prawie dwóch wieków panował mrok, a mieszkańcy zapomnieli o życzliwości i dobrym nastroju. Wszędzie, gdzie się spojrzało była tylko ciemność. A to wszystko przez to, że słońce nie mogło już patrzeć na coraz to bardziej smutniejących mieszkańców i umarło, gdy ostatni promyk całkowicie zwiędnął. Nie miał już kto oświetlać Złodurii, która kiedyś była pełna życia. Wszystko się zmieniło, gdy do krainy przybył zły Czarodziej Stefanio, rządny władzy wygnał ówczesnego króla i sam zasiadł na tronie. A czy wiecie kochani, że Złoduria wcześniej nazywała się Dobrolandią i pełno było w niej promyków jutrzenki, uśmiechów i uścisków; dziś już nikt o tym nie pamięta.
W Złodurii mieszkały różne stworzenia: ludzie, nimfy, gnomy, zwierzęta, postacie z bajek, a nawet potwory z bagien i innych zakątków, które przeprowadziły się do krainy zaraz po przybyciu do krainy złego Czarodzieja. Mieszkały one w różnych miejscach: w dziuplach, chatkach, niektóre budowały większe domy z cegieł i cementu, inne pomieszkiwały na jeziorze, w lesie, w norach, czy gniazdach. Niektórzy nawet upodobali sobie moczary. Sam Czarodziej, który był sępem, mieszkał w starym zamku na jednej z gór. Otaczała go fosa, w której wodzie pływało stado krokodyli. A wokół budowli roznosiła się gęsta mgła i latały czarne mewy.
Stefanio wysyłał raz na kilka dni swoich czterech służących – Głodzira, Śmieromila, Wojnyłkę i Zarazomila, by konno przemierzali krainę i sprawdzali, czy nie ma w niej jakiś oznak dobra, które można zniszczyć. Każdemu, kto sprzeciwił się Czarodziejowi, groziła kara więzienia albo wygnania. Idąc główną uliczką przy targu nie widać było nikogo, kto by się przytulał, nie było słychać miłego „dzień dobry”, a oczy mieszkańców zrobiły się całkiem czarne i posępne. Nikt nie chciał wpaść w tarapaty okazując sobie miły gest, a i po czasie złego panowania, dobro całkiem z nich odeszło. Nawet drzewa w pobliskim parku straciły liście, a trawa nie chciała rosnąć pozostawiając po sobie jedynie piach i kamienie. Nie było kwiatów, ptaki nie śpiewały, były tylko kruki i wrony, które ganiały się na środku parku. Ze smutku mgła lekka mgła otulała konary i zasłaniała parkowe ławki. A pobliskie jezioro, w którym zawsze kąpały się młode i radosne nimfy, pociemniało samotne, kiedy ostatnią z nimf zabrano do zamkowych lochów. Mieszkańcy innych krain omijali Złodurię, bojąc się stracić cenny skarb, który nosili w sercach. Także kupcy nie chcieli handlować w krainie, woleli pojechać dalej do bezpieczniejszych miasteczek.
Życie w Złodurii toczyło się zatem posępnie, nieszczęśliwie, bez gier i zabaw. Mieszkańcy prawie nie odzywali się do siebie i nie pomagali sobie, najczęściej zajmowali się jedynie swoimi obowiązkami albo spali, bo na nic nie mieli ochoty. Stefania cieszyła taka aura krainy. Jego serce było z kamienia, nigdy nie poczuło czym jest miłość, przyjaźń i szczęście, dlatego tak bardzo się tego bał i brzydził. A istoty, które zamieszkiwały krainę przyzwyczaiły się już do nastroju panującego w Złodurii, tak bardzo, iż nikt już nie protestował i nie walczył ze złym Czarodziejem. Na swoją cześć Stefanio napisał pieśń, którą przed snem śpiewał mu do snu Wojnyłka.
Brzmiała ona mniej więcej tak:
Ciemność, ciemność dziś nadeszła,
dobroć w końcu już odeszła.
Nie ma radości ani szczęścia,
tylko smutek i depresja.
I żalu też już nie ma,
uleciało wtem do nieba.
Słońce w grobie już złożone,
promyki na nim ułożone,
kwiaty uschłe imitują,
złe demony wiwatują.
Hej, Ciemności witaj miła!
To jest twoja wielka chwila.
Przyjaźń zakop, zabierz miłość,
by mieszkańcom zrobić na złość.
I nadzieja niech się chowa,
niech umilknie tu jej mowa.
Siły wyssij z dusz tych zwierząt,
o ratunku im nie bredząc.
Hej, Ciemności witaj miła!
Nasz Czarodziej cię tu wzywa.
Ty przenosisz góry, lasy,
i uciszasz te hałasy,
co śmiechu noszą imię
i ostatnie ludzkie znamię.
Hej Ciemności, witaj miła!
To jest twoja wielka chwila.
Pewnego dnia do krainy przybył młodzieniec zaciekawiony sytuacją Złodurii, o której w dzieciństwie słyszał z opowieści dziadka. Niewielu wie, że jego dziadek był niegdyś królem w krainie, a Kirion – bo takie imię nosił czarnooki młodzieniec o blond włosach – miał nadzieję, że uda mu się przywrócić ład i porządek w Złodurii. Jednak nie wiedział jak to zrobić. Wiedział jednak, że niedługo wymyśli sposób pokonania Stefania.
Jego bryczka zatrzymała się w pobliżu jedynego w krainie baru z sokiem winogronowym, należącym do Pana Eduarda, niedźwiedzia, który nie tylko zawsze wzbudzał szacunek w krainie i powagę, ale chodził też w niebieskiej kamizelce i czerwonych butach.
Pomimo tego, iż wszędzie panował mrok, miasteczko nadal słynęło z najsmaczniejszych winogron na kontynencie. A większość plantacji należała właśnie do Pana Eduarda, ale niestety dużą część musiał oddawać jako zapłatę Czarodziejowi. Samemu starczało mu tylko na utrzymanie swojego baru.
Kirion wysiadł ze swojej bryczki, otrzepał się z kurzu i pewnym krokiem wszedł do środka. Atmosfera w barze była podobna do tej, która królowała na zewnątrz. Wszyscy siedzieli przy stolikach w milczeniu popijając sok i jedząc serowe pierożki, jedynie dźwięk naczyń czasami zagłuszał ciszę. Kirion czuł się nieswojo, nie patrząc w niczyją stronę, podszedł do lady.
- Witam, czy mógłbym prosić szklaneczkę soku – zapytał uprzejmie sprzedawcę.
Odpowiedział mu jedynie stukot stawianej szklanki z sokiem, którego łyk bardzo orzeźwił Kiriona spragnionego po podróży.
- Bardzo smaczny sok, dziękuję – powiedział równie uprzejmie jak wcześniej – czy może mi pan wskazać drogę do zamku Czarodzieja Stefania?
Wszyscy spojrzeli w stronę młodzieńcza przerażonym, a z drugiej strony złowrogim wzrokiem. Sprzedawca skrzywił się nieco, zmrużył oczy i nie mówiąc nic wskazał Kirionowi drzwi wejściowe, co miało oznaczać, że powinien wyjść i nigdy więcej nie pokazywać się w jego barze. Kirion wybiegł przerażony z baru. Nie mógł zrozumieć jak mieszkańcy mogą być tak obcy i niemili dla siebie. Tam, skąd pochodził było zupełnie inaczej. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Pobiegł w stronę targu, gdzie o tej porze większość mieszkańców zbierała się na codzienne zakupy. To co zobaczył będąc na miejscu omal nie złamało mu serca. Mieszkańcy chodzili w tę i z powrotem ani nie patrząc na siebie ani nic nie mówiąc. Byli jak zabłąkane duchy. Jak cienie dawnych radosnych i uśmiechniętych mieszkańców. A na ich rękach widniały cierniowe bransoletki, które miały sprawiać ból, gdyby ktoś chciał zrobić miły gest w stronę bliźniego. Kirion nie mógł na to patrzeć, chciał uciekać z krainy, ale wiedział, że musi pomóc mieszkańcom odzyskać wolność i skarb, który utraciły ich serca. Już miał wracać do swojej bryczki, by na spokojnie wszystko przemyśleć, gdy usłyszał dziwny i donośny dźwięk. Odwrócił się w stronę dobiegających odgłosów, jego ciało drżało ze strachu. Z mgły wyłoniły się cztery czarne konie ze srebrzystymi grzywami a na ich grzbietach siedziało czterech wysłanników Czarodzieja w czarnych maskach i równie czarnych strojach. Z ich masek widać było złote światła, które błyszczały z oczodołów. Po bokach bioder zwisały im różne sznury i miecze, którymi zastraszali i chwytali mieszkańców. Gdy przejeżdżali śmiejąc się przeraźliwie, wtórowały im iskry ognia i błyskawice. Dziś właśnie Stefanio sprawdzał przez swoich jeźdźców czy istoty mieszkające w Złodurii są mu posłuszne. Kirionowi serce z bólu zabiło mocniej, a do oczu napłynęły łzy. Nie spodziewał się, że obraz nędzy jaki zastał w krainie, będzie gorszy niż ten, o którym opowiadał mu dziadek.
- Jak to mogło się stać – pytał sam siebie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że dzieją się tutaj tak straszne rzeczy. I przestało go dziwić, że mieszkańcy są tak obojętni, a wędrowcy szerokim łukiem omijają Złodurię. Wiedział, że nie może się poddać i musi walczyć o powrót dobra i wskrzeszenie Słońca. Wiedział, że musi na nowo zbudować relacje w krainie i sprawić, aby znów stała się Dobrolandią. Chciał widzieć kwiaty rozpościerające płatki – maki, fiołki, niezapominajki, ptaki ćwierkające w parku, zieloną trawę i nimfy, które tańczyłyby na jeziorze walca czy poloneza albo plotły warkocze, doglądając swej urody w jego tafli. Kirion zacisnął pięści, starał się nie płakać i nie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza jeźdźców, którzy po patrolu wracali właśnie do zamku Stefania, pozostawiając po sobie smugę dymu.
- Wiem co zrobię! Zawiadomię o wszystkim dziadka, on będzie wiedział co robić! – Kirion wsiadł do swojej bryczki i czym prędzej pognał do domu, by przedstawić całą sytuację dziadkowi - On dobrze zna Stefania, może zna też sekret, dzięki któremu mógłbym go pokonać – powiedział do siebie uradowany Kirion.



Ilustracja: Waldek Wasilewski

Monday 16 March 2015

Z cyklu "Szczurze nuty"

Tym razem mam dla Was coś energicznego. Zapraszam do przesłuchania! :)

https://www.youtube.com/watch?v=jvipPYFebWc&list=LLKIUcXgYkdWPYaj56cVRdYQ&index=4

Wednesday 11 March 2015

Zapraszam do lektury

Witam wszystkich po długiej przerwie, która mam nadzieję, już się nie powtórzy. Chciałabym przywitać się dzisiaj z Wami tłumaczeniem wiersza Anny Chalasz pt" Niewola". Życzę miłego wieczoru i zapraszam do lektury!Emotikon smile
Hi everyone! I had a long break with Ars Longa but I hope it won't happen again in the future. I wish share with you my new translation of poem "Enthrallment" by Anne Chalasz. Have a nice evening and enjoy the reading! Emotikon smile
Z cyklu "Szczurek językowy"/ From the cycle "Lingua Rat"

Anna Chalasz
Niewola

chciałabym wiatr
zniewolić na chwilę

on chociaż niemowa
niezdolny do miłości
ma więcej ode mnie

dotykając cię bezkarnie
i bez tłumaczenia
wyśmiewa wszystkie moje
niepodjęte próby

chciałabym zniewolić
wiatr na jedną chwilę
podejść i poczuć
posłuchać jak żyjesz

niechaj wtedy przyjdą
wszystkie końce świata
przyjmę je bez lęku
przecież będziesz obok

Anna Chalasz
Enthrallment

I wish to captivate
the wind for a moment

even if it’s dumb
unable to love
it has it more than me

touching you unpunished
and without explanation
it deride all mine
untaken attempts

I wish to captivate
the wind for one moment
to approach and feel
listen how you live

let then come
all the ends of beyond
I will accept it without fear
you will be abreast

Wyszukaj/Search it