Proza/Prose

Fragmenty bajek oraz prozy. Nie posiadam tłumaczeń na język angielski.
It's the pieces of my fairytales and proses. I haven't translation on English. 

Opaczni

Świat jest dziwny. I wcale nie musi być kulą. Dajmy na to, niech będzie trójkątem albo walcem. To obojętne, byleby było na opak. Dlaczego? Bo ludzie kochają wszystko to, co jest na odwrót. Sami też są wymyśleni na opak. Nie rozumieją, że wolna wola nie służy do zabijana: siebie, czasu czy nudy.  Zatem do czego ma służyć? – wiem, że chciałbyś mnie o to zapytać, widzę to w twoich oczach i ściśniętych dłoniach na kolanach. Wolna wola jest po to, aby widzieć świat takim, jakim jest i robić wszystko, by utrzymać harmonię. Ona jest synonimem otwartych oczu, czystego myślenia i śmiałego patrzenia. Ach, co ja ci mówię, przyjacielu o wolnej woli!  Dzisiejsi ludzie jej nie mają, są brudni, skażeni, imitują ją dla własnej iluzji.  Są cholernie na opak i tworzą właśnie taki dziwny świat. Nie nasz, ale da się go pokochać.  Przyjacielu, żebyś wiedział, jaki on jest naprawdę… mam nadzieję, że kiedyś go zobaczysz.
Przesunę bliżej świeczkę, chciałbym lepiej widzieć twoją twarz. Trochę zbladłeś, jesteś jakiś nieobecny. Może byś coś zjadł? Samym światem się nie najesz, nie tym, który jeszcze widzisz. Proszę, weź jedną z kanapek. Na zdrowie, a co!
A teraz spójrz tam, w stronę horyzontu.  Tam jest wszystko. Prawda skryta w kolorach. Obrazy z przeszłości, teraźniejsze oblicza i strach przed darem przyszłości. Każda z wojen, przyjrzyj się czerwieni.  Krwawe niebo, kalkulujące dziejowe ofiary. Widzisz te ptaki? Ikary, feniksy, Bogowie RA oddani słońcu, umierający w nim. Jutro będzie lepiej,  obudzi się błękit, w końcu po deszczu musi wyjść tęcza, bo

 ludzi dobrej woli jest więcej 

i mocno wierzę w to, 
że ten świat 
nie zginie nigdy dzięki nim. *


Wiesz, przyjacielu, powiem ci, że horyzont, przypomina mi mitycznego Uroborosa – w nim wszystko się zaczyna i wszystko się kończy. Ale jedno nigdy nie zazna kresu. Głupota. Nie ma trwalszej materii od głupoty. Nawet miłość nie jest od niej silniejsza, a wręcz bywa, że żyje z nią w symbiozie. I nie tylko ona poddaje się jej urokowi. I dlatego, Wacławie, dziwny jest ten świat. Ale jak mówiłem, trzeba go kochać, kiedy

najwyższy czas, 
nienawiść zniszczyć w sobie.


I gdy tak siedzisz, milczący z wciąż zaciśniętymi rękoma na kolanach. Mam wrażenie, że kumulujesz w sobie całą energię świata. Nie trzymaj jej, tylko wyzwolona pozwoli na dalsze tworzenie. Zastanów się, co by było, gdyby każdy z nas zatrzymywałby ją tylko dla siebie.  Umieralibyśmy po kolei, zabici wewnętrznym wybuchem. Ona musi być wolna, nigdy nie uda się jej ujarzmić. Tak, jak to bywa z kobietą.  Kobiety… dziwniejsze są od świata.
- Wiem… 
- Zdaje mi się, przyjacielu, czy mruknąłeś coś pod nosem?
- Nic takiego. – odpowiedział zmieszany.
- A jednak, jakbym coś słyszał.
- Mówiłem… że tak, są dziwne.
- I właśnie w tym sęk. – uśmiechnąłem się w jego stronę.
- Aha, jasne… - odwrócił głowę w prawo i złożył ręce na  chudej piersi.
- Jesteś młody, masz czas, by zrozumieć.
- Mhm… 
- Skąd to zniechęcenie, Wacławie?  - próbowałem bardziej zachęcić go do rozmowy.
- Bez powodu. – odburknął, przykładając brodę do rąk.
- A jednak, coś zaprząta ci głowę. Nie zaprzeczysz?
- Nie.
- Opowiedz mi o niej.  – zachęcałem dalej.
- O kim?  - zapytał zaskoczony. Jakbym trafił w najczulszy punkt.
- O tej, której imię zacznę za chwilę zgadywać.
- Ma na imię Monika.  – odpowiedział natychmiast, jakby rażony prądem.
- Ładnie. Musisz ją kochać, delikatnie zaakcentowałeś każdą literę.
- Nieprawda! – odkrzyknął.
- Prawdę, zdradzają odruchy gniewu, mój chłopcze. A ty wiesz, jaka jest prawda. Twoje serce ją zna.
- Może…  - poruszył się nerwowo na krześle.
- Podnieś dumnie głowę, zerwij pierwszy kwiat, który wskaże ci podświadomość jako ten właściwy i  
  idź do niej.  – odparłem mu stanowczo, tasując karty.
- Nie jestem romantykiem.
- Więc tchórzem.  – skwitowałem, układając pasjansa.
- Nie! – miałem wrażenie, że chciał wybiec, ale coś w ostatniej chwili go powstrzymało.
- Więc kim jesteś?
- Nie wiem.  – odpowiedział zmieszany.
- To idź, a się dowiesz.
- Jestem, tak jestem tchórzem. – odparł i wstał. Zaczął nerwowo krążyć po pokoju.
- Leniem. – stwierdziłem.
- No wie pan!
- To idź. Najwyżej wrócisz z pustymi rękami.
- Ta. – mruknął i energicznie usiadł z powrotem na krzesło.
-  Ach, wy młodzi. Strachliwi koneserzy. Świat pełen jest niebezpieczeństw, z których najgorszym jest  
   człowiek. A wy, maluczcy boicie się miłości. Rozbawiasz mnie, Wacławie. 
- Panu łatwiej jest mówić. – powiedział zniechęcony.
- A tobie trudniej jest zrobić.  – podsumowałem.
- Dobrze pójdę do niej.
- I to w tobie lubię, mój chłopcze. Mężne zdecydowanie.

Kiedy wyszedł zamykając z piskiem drzwi, wiedziałem, że odmieni swoje życie. Bo boimy się nie tego co ma być, a tego, by zrobić krok.  Strach dają nam zmiany. Często, warto spróbować, nawet jeśli będzie dane nam się sparzyć. Wierzę we Wacława. W to, że jest nadzieją na to, że Dziwny Świat, może zerwać z korzeniami. Jest moją nadzieją na to, że kiedyś będę mógł zmienić słowa swojej piosenki

gdzie jeszcze wciąż 

mieści się wiele zła. 

I dziwne jest to, 
że od tylu lat 
człowiekiem gardzi człowiek. 


Jeszcze nie czas, może długo nie nadejdzie. Ale będę na niego czekał. A Wacław, on ma w sobie miłość, ale musi ją zrozumieć.  Wiem to. I kiedyś razem będziemy mogli zaśpiewać nowe słowa piosenki.

Bo wiara połączona z czynami, sprawia, że wszystko staje się możliwe.**

Czesław Niemen -  Dziwny jest ten świat
RattyAdalan**


Błękitna Arkadia

Na nieboskłonie istniał świat niedostępny dla zwykłych istot. Żyły tam wesołe duszki zwierzątek, pomocne aniołki, które czasem wracały na Ziemię, by komuś pomóc oraz malutkie wróżki z błyszczącymi skrzydełkami i chochliki, które lubiły płatać niewinne figle. Królem tego świata był wszechmocny Duch, którego imię oznaczało wszystko to, co jest dobre, dlatego najczęściej nazywano go Dobromilem. Kraina ta nazywała się Błękitną Arkadią. Wszędzie panował spokój, a mieszkańcy żyli na puchatych chmurach. Kwitły w krainie przeróżne kwiaty jak czerwone amaranty, niebieskie miłośniki, białe przyjaśnilce, fioletowe fiołkomyjki czy pomarańczowe pomyślności. Każde z kwiatów były magiczne, z ich pyłków i soków wróżki przygotowywały eliksiry dla mieszkańców krainy i tych, żyjących na Ziemi. Było też jeziorko turkusowe, z którego każdej jesieni i w wybrane dni w roku wypuszczano wodę, by orzeźwiała uprawy na Ziemi. Wróżki często urządzały sobie przy nim przeróżne zabawy. Nad krainą rozpościerała się piękna, kolorowa i lśniąca tęcza, którą wciąż odnawiał malarz Adrian. Był on króliczym duchem o różowym kolorze, który nosił zielone spodenki na szelkach oraz białą koszulkę, którą często brudził swoimi farbkami. Na policzku narysowane miał fioletowe gwiazdki, które przypominały mu o magii krainy. Królik Adrian zawsze nosił ze sobą swoją skrzynkę z malarskimi narzędziami i różnymi projektami, ponieważ uważał, że w krainie jest dużo miejsca, by pokryć je malowidłami.

Pewnego dnia idąc jedną z chmurnych dróżek Królik Adrian, usłyszał donośny płacz z Ziemi. Zmartwiło go to niezmiernie, rozejrzał się wkoło, ale nie zobaczył żadnej wróżki ani anioła. Postanowił, zatem wyjąć jeden ze swoich magicznych pędzli i dorysował sobie takie skrzydła, jakie mają anioły i niewiele myśląc poleciał w stronę płaczącej istoty. Gdy doleciał już na Ziemię, zobaczył, że to mały hipopotam zalewa się łzami. Królika Adriana bardzo wzruszył ten widok. Nie lubił, gdy ktoś jest smutny, wtedy zawsze jego serce łamało się na pół i smuciło razem z tą osobą. Był on bardzo wrażliwy, to dobra cecha, którą warto pielęgnować, moi mili.

-         Co się stało mój mały? – zapytał Królik, kucając obok płaczącego hipopotama.

-         Zgubiłem swoją mamusię – odpowiedział malec przez łzy, spoglądając w stronę nieznajomego.

-         Jak masz na imię? Powiedz, gdzie zgubiłeś swoją mamę? – dopytywał się dalej Królik Adrian z jeszcze większym zmartwieniem i smutkiem.

Minęło kilka chwil zanim malec odpowiedział. Cały czas chlipał i nie mógł powiedzieć ani słowa, tak bardzo był przejęty zgubieniem mamy.

-         Piotruś – odparł, przecierając pyszczek. Jestem Piotruś Majkowski, a moja mama zniknęła po południu jak wróciłem ze szkoły i nie wiem, gdzie jest teraz. Jestem głodny i bardzo się boję, nie wiem co mam robić. A może pan wie, gdzie jest mamusia? – oczy Piotrusia nabrały blasku nadziei. Ale po chwili znów pociemniały – pewnie pan nie wie…- dodał po chwili i znów po jego fioletowych, pulchnych policzkach popłynęły łzy.

-         Niestety nie wiem Piotrusiu, gdzie jest twoja mama, ale może razem jej poszukamy? Co ty na to? – Królik Adrian przytulił młodego hipopotama, bardzo chciał mu pomóc w odnalezieniu mamy. Postanowił, że nie wróci do Błękitnej Arkadii dopóty, dopóki nie odnajdzie mamy małego hipopotamka.

Piotruś skinął głową i pocieszony wstał, otrzepał się z kępek trawy i razem z Królikiem Adrianem wybrali się na poszukiwania.

Przez cały dzień przemierzali niziny i doliny, pola, lasy, łąki, miasta i wsie. Pytali wszystkich napotkanych ludzi i zwierzęta. Zaglądali do każdej norki i domu, ale niestety nigdzie jej nie było, co coraz bardziej smuciło zarówno Piotrusia jak i Królika Adriana. Obaj coraz bardziej byli wyczerpani, ale widzieli, że nie mogą się poddać i muszą szukać dalej. Przechodząc obok cukierni, Królik Adrian usłyszał, że Piotrusiowi burczy w brzuchu i postanowił, że chwilę odpoczną.

Weszli do środka i usiedli przy jednym ze stolików niedaleko okna. Wnętrze cukierni było bajkowe. Stoliki i krzesła imitowały watę cukrową, a firanki wyglądały jakby były zrobione z bitej śmietany, kwiaty zaś przypominały lukrowe figurki. Wszystko wyglądało tak, że każdy kto wszedł do cukierni, miał ochotę coś zjeść.

Po chwili do stolika podeszła zebra Dorota , która zajmowała się obsługiwaniem klientów.

-         Czego sobie życzycie? – zapytała ciepłym i uprzejmym głosem.

-         Dwa pączki serowe i herbatkę malinową, droga pani Doro – odpowiedział Królik Adrian.

-         Dobrze, zaraz wam przyniosę – powiedziała z pogodnym uśmiechem.

-         Widziała pani moją mamusię? – zapytał Piotruś, zanim Pani Dorota odeszła od stolika.

-         W cukierni przebywa wiele osób i nie wiem, czy mogłam ją zauważyć. Powiedz malutki, a jak wyglądała twoja mama? – odpowiedziała zatroskana.

-         Miała niebieską sukienkę i takie same loczki jak ja. I też jest hipopotamem. Widziała ją pani? – w głosie Piotrusia tliła się nadzieja, ale i smutek.

-         Niestety kochanie, nie widziałam, może Pan Christian ją widział. Jest sprzedawcą na targu, tam chodzi dużo osób. Popytaj.

Pani Dorota uśmiechnęła się życzliwie do chłopca i po paru minutach przyniosła

Piotrusiowi i Królikowi Adrianowi ich zamówienie, życząc im smacznego. Początkowo zrozpaczony Piotruś nie chciał jeść, ale burczenie nie dawało mu spokoju, więc w końcu ugryzł kawałek pączka. Obaj jedli w milczeniu, zasmuceni. Niedługo po tym wyszli z cukierni i udali się na targ, by tam dowiedzieć się o mamę Piotrusia. Do zmierzchu pozostało tylko półtorej godziny, stąd musieli się pośpieszyć, by zdążyć przed zamknięciem rynku.

Na targowisku przebywało jeszcze paru ostatnich klientów. Którzy wybrali się po

pracy na szybkie zakupy bądź przedwieczorny spacer. Pan Christian pakował właśnie jabłka do skrzynek, gdy nagle podbiegł do niego zapłakany malec.

-         Czy widział pan moją mamusię? – zapytał, przyczepiając się do nogawki sprzedawcy.

-          Mamusię? Niestety nie wiem synku, dziś na targu było bardzo dużo klientów. – odpowiedział Pan Christian bezradnie.

-         Jest bardzo podobna do mnie. Proszę… niech pan powie, że widział moją mamę?

-         Przykro mi synku… nie mogę ci pomóc – Pan Christian rozłożył ręce.

-         A może wie pan, kto mógłby ją widzieć? – dopytywał dalej.

-         Niestety…- Pan Christian pokręcił głową.

Piotruś usiadł na ziemi i rozpłakał się na dobre. Czuł w sercu ogromny ból i

samotność. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, gdzie iść. Chociaż był przy nim Królik Adrian, który stał się jego przyjacielem i opiekunem, Piotruś w głębi duszy czuł się samotny. Chciał do mamy, ale nie wiedział gdzie ona jest. Chciał się do niej przytulić, ale nie miał do kogo.

-         Piotrusiu, wszystko będzie dobrze – pocieszał go Królik Adrian.

-         Ja chcę do mamy – odpowiedział Piotruś z głową na kolanach.

-         Wiem, znajdziemy ją, zobaczysz. Opowiedz mi od początku, jak zniknęła twoja mama, dobrze? – Królik głaskał Piotrusia po głowie, by go uspokoić, ale Piotruś nadal płakał, bardziej niż wcześniej.

-         Wróciłem do domu po szkole jak zawsze. Gdy wszedłem do środka zobaczyłem zasmuconą babcię w kuchni, więc spytałem gdzie jest mama, bo zawsze czekała na mnie, gdy wracałem. – zaczął Piotruś, wycierając policzki.

-         Dobrze, i co było dalej?

-         Zapytałem babcię, gdzie jest mama i babcia powiedziała, że mama zniknęła. Więc wyszedłem z domu jej szukać w ogrodzie, bo chciałem jej powiedzieć, że dostałem dziś piątkę z klasówki, ale jej nigdzie nie było. Więc usiadłem na trawie i rozpłakałem się.

-         Piotrusiu! – krzyknął Królik Adrian – Ja już wszystko rozumiem. Wstań, musimy iść! No chodź!  - zachęcał.

-         Gdzie, ja nie rozumiem – powiedział zmieszany Piotruś.

-         Chodź, chodź, wszystko wyjaśnię ci na miejscu. Tylko pośpiesz się.

Piotruś podniósł się i razem z Królikiem Adrianem pobiegli do miejsca, gdzie

zobaczyli się pierwszy raz. Gdy dobiegli na miejsce, było już całkiem ciemno. Królik Adrian powiedział, żeby usiedli na ogrodowej ławeczce przy domu Piotrusia i razem obejrzeli jak gwiazdy tańczą na niebie.

-         Widzisz te podniebne świetliki, Piotrusiu? – zapytał Królik Adrian.

-         Tak, ale co one mają wspólnego z moją mamą?

-          Wiesz, twoja mama wcale nie zniknęła. Ona po prostu zmieniła postać i przeniosła się do innego świata – powiedział Królik Adrian.

-         To znaczy, że stała się podniebnym świetlikiem?  - zapytał zaciekawiony Piotruś.

-         Nie do końca. Jest teraz w krainie, z której pochodzę. Nazywa się ona Błękitną Arkadią i panuje w niej król Dobromil.

-         To musi być fajne miejsce, prawda?

-         Bardzo, Piotrusiu, ale nie martw się, twoja mama bardzo dobrze się czuje w krainie. Mieszka razem z innymi duszkami oraz wróżkami i aniołami. – powiedział spokojnym głosem Królik Adrian.

-         Ale dlaczego mnie zostawiła? Czy już mnie nie kocha? – zapytał Piotruś zasmucony.

-         Nie. Mama nigdy nie przestanie cię kochać, Piotrusiu. – Królik pogłaskał malca po głowie – Po prostu król Dobromil poprosił, aby zamieszkała u niego. Nie martw się, jeszcze się zobaczycie.

-         A możesz mnie do niej zabrać? Możesz prawda? – powiedział uradowany Piotruś.

-         Niestety, jeszcze nie jest twój czas, by odwiedzić krainę, ale jeśli chcesz mogę poprosić anioła, aby zesłał na chwilę twoją mamę. Chciałbym też, abyś pamiętał jedną, ważną rzecz, Piotrusiu.

-         Co takiego – zapytał malec.

-         Szukałeś dziś swojej mamy, ale tak naprawdę miałeś ją cały czas przy sobie – powiedział Królik Adrian.

-         Jak to?  - Piotruś zrobił zdziwioną minę.

-         Twoja mama jest w twoim sercu, Piotrusiu i zawsze w nim będzie. Zniknęła tylko z Ziemi, ale nigdy tak naprawdę cię nie zostawi.

-         Serio? – malec podskoczył uradowany.

-         Tak, Piotrusiu. – Królik Adrian znów pogłaskał go po głowie- A zawsze, gdy będziesz patrzył w niebo, wiedz, że ona tam jest i cały czas patrzy na ciebie.

-         I wie o mojej piątce z klasówki? – dopytywał radośnie dalej.

-         Oczywiście.  – odpowiedział Królik Adrian z uśmiechem.

W tej samej chwili w ogrodzie pojawił się anioł ze świecącą postacią. Królik Adrian i

Piotruś podeszli do przybyszów, by im się przyjrzeć.

-         Mamusia! – krzyknął uradowany Piotruś i przytulił się do ducha swojej mamy.

Anioł i Królik Adrian stali z boku i ze wzruszeniem wpatrywali się jak oboje tulą się do siebie. Ich serca wypełniło ciepło i radość. Królik Adrian poczuł, że wykonał swoje zadanie i może wracać do Błękitnej Arkadii. Cieszył się, że pomógł młodemu hipopotamowi w odnalezieniu mamy. Czuł ogromną dumę z tego powodu. Pomachał Piotrusiowi na do widzenia i wraz z aniołem i jego mamą powrócił do krainy, ale wcześniej obiecał mu, że jeszcze kiedyś go odwiedzi. Co niezmiernie ucieszyło malca.

I tak oto kończy się ta historia moi mili.  O dzielnym Piotrusiu, który zrozumiał, że jeśli się kogoś kocha, ten nigdy nie znika z serca, nawet, jeśli zamieszka w innej krainie. Nie zapominajcie o tym. A patrząc w niebo, pomachajcie do którejś z chmur, może odpowie wam uśmiechem mama Piotrusia albo ktoś,  kogo sami kochacie.


Więcej mojej prozy znajdziecie na portalach:
www.portal-pisarski.pl, www.truml.com, www.herbatkauheleny.pl
oraz na Facebooku.

You can find more my proses on websites: 
www.portal-pisarski.pl, www.truml.com, www.herbatkauheleny.pl 
and Facebook.

No comments:

Post a Comment

Wyszukaj/Search it